Zielony28 |
pisarz pełną gębą |

|
|
Dołączył: 04 Gru 2005 |
Posty: 132 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
|
|
|
 |
 |
 |
|
Od czternastu lat siadał na tej samej ławce, naprzeciw placu zabaw i podglądał biegające wesoło dzieci - nie poznały nigdy smaku owoców, które on musiał przełykać. Niektórzy uważali go za pedofila - to ostatnio modne, ale na co komu ruszać niegroźne ścierwo.
Żył z tantiem ze zbioru poezji napisanego przed laty - bestsellera - o publikację którego co sezon proszą się wydawcy, a wielbiciele pragną poznać nazwisko ukryte pod pseudonimem. Siedział trzymając w ręku butelkę węgierskiego wina i zastanawiał się, co to takiego dzieciństwo?
W pewnym momencie usiadła obok niego niewysoka panienka - niezbyt interesująca - była ruda i piegowata, a całym jej urokiem były zielone, bajkowe oczy.
Jej życiem była poezja - niejednokrotnie zajmowała czołowe miejsca na literackich konkursach, publikacje można było znaleźć zarówno w internetowych serwisach, jak i w poważnych czasopismach. Od roku studiowała na wyższej uczelni - bodajże socjologię, czy socjotechnikę.
- są takie same - szepnęła do mistrza - wszystkie takie same.
- dopóki nie przekroczą granicy, później już będzie inaczej, zawsze tak było - dopił resztę wina i wyrzucił butelkę za siebie w krzaki. Jakiś żebrak będzie miał na tańszy trunek, gdy przyjdzie tu za kilka dni.
- pisałam o tobie pracę maturalną, nie można było znaleźć materiałów o autorze, piszą tylko o poezji. Obniżyli mi punktację, bo napisałam, że żyjesz z daleka od tego świata - otarła łzę - pytali, dlaczego tak sądzę, odpowiedziałam, że ja bym tak zrobiła.
- ukończysz pewnie niedługo jakąś uczelnię - cedził przez zęby, głaszcząc pomarszczoną dłonią nieogolony policzek - ja mam za sobą samozwańczy tytuł.
- napisałeś, że nie ma jednego świata. Myślę, że ciebie tu nie ma.
- bo nie ma, nigdy nie było. Wystarczy, że mam na papierosy, wino i... - wskazał na dzieci - mogę patrzeć na coś prawdziwego.
- a gdzie sens?
- ideę sensu stworzyli głupcy piszący encyklopedie, opierając się na obserwacjach statystycznych i błędach bożego rachunku prawdopodobieństwa - zmarszczka w kąciku robiła wrażenie uśmiechu - sensu nie ma - znów wskazał na dzieci - byłby, gdyby nigdy nie wydoroślały. Jednak Bóg nie chciał byśmy poznali prawdę i co roku odbiera im tę możliwość, dając w zamian poczucie samodzielności.
Zielonooka sięgnęła do torebki i wyjęła piersiówkę żołądkowej.
- chcesz - uśmiechnęła się - pomaga...
- patrzę na ciebie i zastanawiam się czy ja stoję przed lustrem, czy Bóg mi spłatał figla?
- przecież my jesteśmy Bogiem...
Nie mógł zaprzeczyć, patrzył tylko w te oczy, bo znalazł to, na poszukiwanie czego, zmarnował całe życie. Jednak wiedział, że kiedyś nadejdzie ta chwila, a potem będzie mógł odejść. |
|